czwartek, 8 kwietnia 2010

Parking dla bezrobotnych

Współcześnie studia w Polsce wydają się naturalnym i oczywistym etapem w ścieżce edukacyjnej młodego człowieka. Powstaje masa nowych prywatnych uczelni wyższych, a te starsze i bardziej renomowane stwarzają coraz więcej miejsc oraz innego rodzaju ofert, które mają przyciągnąć młodych ludzi.
Warto zastanowić się, co się dzieje, gdy jakakolwiek tego typu instytucja, np uniwersytet czy innego rodzaju uczelnia wyższa, wcześniej będąc czymś ekskluzywnym, zmienia swój profil na inkluzywny. Oczywistym jest, że zaniża się wtedy poziom, który jest wymagany, aby się dostać. Za tym z kolei idzie analogicznie obniżenie poziomu samej usługi, jaką jest nauka na uczelni. Następną konsekwencją jest to, iż w kraju pojawiają się całe rzesze absolwentów z tytułem naukowym, co szczególnie w przypadku kierunków humanistycznych skutkuje przesyceniem rynku pracy i zwykłą deprecjacją prestiżu, jaki teoretycznie powinien nieść ze sobą wspomniany tytuł naukowy. Studia w ten sposób stają się swoistym "parkingiem" dla bezrobotnych i ich metaforyczną "linią produkcyjną".
Jednak jedną z najbardziej martwiących mnie konsekwencji tego całego procesu jest to, że cierpi przez niego sama nauka. Nie chcę zgrywać kogoś wyjątkowo mądrego, jednak gdy widzę pod koniec drugiego roku socjologii sytuację na egzaminie, gdy studentka myli demokrację z komunizmem, a o tym, czym jest demokracja jest w stanie powiedzieć dosłownie trzy zdania, to zastanawiam się gdzie to wszystko zmierza. Swoją drogą trzeba też w ogóle zwrócić uwagę na poziom trudności pytań na tym egzaminie... Oczywiście takie sytuacja zdarzają się niemal codziennie, na wielu zajęciach.
I jestem pewien, że moja uczelnia nie jest w tym wszystkim wyjątkiem. Uczę się na uniwersytecie mimo wszystko, aż strach wyobrażać sobie jak to może wyglądać na niektórych uczelniach prywatnych. Od razu, aby uciąć ewentualne uwagi, co do tego, co piszę to oczywiście nie zakładam, że to, co opisuje jest twardą regułą - na pewno zdarzają się wyjątki, jednak przy próbach opisu rzeczywistości nie da się uciec od uogólnień- bez nich nie dałoby się zbudować żadnej hipotezy socjologicznej (i nie tylko socjologicznej).
Marzę o tym, aby znów od studentów wymagano więcej niż teraz. Marzę też o tym, aby tytuł naukowy znaczył więcej i świadczył o wysokim poziomie wiedzy, a nie tylko o trzy- czy pięcioletnim chodzeniu na uczelnię. Chciałbym też, aby ludzi trafniej wybierali swe ścieżki życiowe, tak aby robili coś pożytecznego i najlepiej przy okazji także przyjemnego dla siebie, w taki sposób, aby praca sprawiała im chociaż najmniejszą przyjemność. W społeczeństwie każda funkcja jest ważna- ważny jest elektryk, śmieciarz czy nauczyciel. Dlatego też nie każdy powinien próbować pracy naukowej, ponieważ nie każdemu jest ona pisana. Nie chciałbym, aby to, co piszę zabrzmiało jako apel pseudointelektualisty, moje podejście jest bardziej marzycielskie. Mimo wszystko, wbrew chęci wmówienia nam przez niektórych, nie rodzimy się równymi, ponieważ każdy ma inne predyspozycje i umiejętności. Dlatego też nie każdy powinien studiować, tak samo jak nie każdy powinien być żołnierzem, piekarzem czy sportowcem. Na sytuacji, którą opisałem tracimy wszyscy, traci też sama nauka. Poprzez system demokratyczny chce się nam wmówić, że każdy z nas jest równy, ale jak już napisałem wcześniej, tak nie jest. Nie możemy się oszukiwać, iż jest inaczej. Głos w wyborach profesora i sprzątaczki może mieć tę samą wartość, ale to, że ustanowimy powszechnym pogląd o całkowitej równości wszystkich ludzi nie sprawi, że rzeczywiście tak będzie.

9 komentarzy:

  1. Ciesz się, że nie musisz na co dzień obcować z absolwentami prywatnych uczelni :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Demokracja, wolny rynek. Mamy możliwość studiowania, to studiujemy. Sugerujesz że powinniśmy zamknąć drogę do edukacji tym którzy jej szukają? Bez względu na to jakie pobudki takimi personami kierują, niechaj się i uczą. Dla pracodawcy świadomego sytuacji na "rynku szkolnictwa" ważniejsze od samego tytułu są -wg mnie- doświadczenie i umiejętności które potrafimy sprawnie zaprezentować oraz przełożenie teorii na praktykę. (nie chcę wywoływać wrażenia że postrzegam studiowanie jedynie jako środek/etap na drodze do zdobywania materialnych korzyści, ale jest to jedna z pierwszych rzeczy przychodzących mi do głowy) Co spowodowało że Ty wybrałeś studia a nie rolę śmieciarza?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, sądzę, że system edukacji powinien w jakiś sposób nie pozwalać na studiowanie osobom, które w np w liceum osiągały żałosne wyniki. Co do drugiej części komentarza, to poszedłem na studia ponieważ sądzę, że lepiej potrafię się wyrazić i więcej osiągnąć studiując niż będąc śmieciarzem. Problem leży w tym, że osoby, o których wspomniałem nie uczą się, lecz "recytują na egzaminie" treści, które wkuły na pamięć, nie rozumiejąc ich. W ten sposób "prześlizgują się" przez ten proces edukacji nie wynosząc z niego zupełnie nic, a nadal należy ich nazwiska poprzedzać skrótem "mgr", co moim zdaniem jest nadużyłem. Z angielskiego mgr rozumie "się jako "master of arts", a gdy np wyobrażam sobie koleżankę, którą wymieniłem we swym tekście określaną jako mistrzynię sztuki (lapsus językowy, u Angoli sztuką jest nauka nieścisła) to po prostu burzy się we mnie krew. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Poza tym, nikt nie może zabronić im się uczyć, ale wiedzę mogą zdobywać innymi drogami. Zawsze są wyjątki, ale w większości tego typu ludzi po prostu obciążają swym "lesserstwem" na studiach nasze państwo, a gdy nie znajdą tutaj pracy, budują ekonomię Wielkiej Brytanii na zmywakach. Drogi ParzącyCzajniku, możemy cały czas rozpatrywać "typy idealne", zakładając, że ludzie wokół nas chcą dobrze, ale im nie wychodzi albo spojrzeć prawdzie w oczy i z niesmakiem stwiedzić, że w naszych czasach studia są dla wszystkich, a dla wszystkich być nie powinny, bo nie każdy ma predyspozycje, aby "pchać" ten świat do przodu tworząc coś, a nie tylko odtwarzając i recytując coś, co już powstało.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moją wątpliwość budzi właśnie ta żałosność wyników na niższych stopniach edukacji. Ktoś mógł nie radzić sobie kompletnie np. w liceum, ale może się okazać ze na studiach odpowiadających zainteresowaniom i predyspozycjom tej nieszczęśliwej jednostki będzie właśnie rzeczonym "master of arts"...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaje mi się, że takie jednostki i tak w pewien sposób znalazłyby dla siebie drogę do kariery, chociaż mimo wszystko rozumiem Twą wątpliwość. Nie mam gotowego "planu" na to, jak powinien system edukacji wyglądać, ale myślę, że gdyby dokładnie to przemyśleć, dałoby się poradzić coś na takie przypadki (o ile dobrze zinterpretowałem Twoje słowa). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dorzucę jeszcze jedną myśl. Wydaję mi się, że podporządkowywanie wszelakich systemów do ewentualności, aby nie krzywdzić pojedynczych osób poprzez to, że ich przypadek mógłby je dyskredytować w pewnych sytuacjach, jest błędnym założeniem. W takich wypadkach w co najmniej 90% udaje się coś osobom, którym nie powinno. Wiem, że brzmi to zawile, ale mam nadzieję, że da się to zrozumieć. W ten sposób oczywiście zapobiega się wypadkom, że np osoba w sposób nieoczywisty uzdolniona bywa niedoceniona, ale równocześnie sprawia się, że osoby nieuzdolnione zyskują profity, np w postaci możliwości studiowania. Kalkulując można stwierdzić, że w ten sposób społeczeństwo więcej traci niż zyskuje. Wiem jak to wszystko brzmi, ale nigdy nie zgrywałem człowieka, który uważa, że wszyscy są równi i wszystkim należy się nieskończona ilość szans na sukces.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ ja nie chcę takiego systemu! Popadanie w jakąkolwiek skrajność nie jest zalecane. Obecny system jest daleki od ideału, ale i proponowane przez Ciebie zarysy nowego- poprawiając część problemów znoszą nowe dodając komplikacji. Obawiam się że jesteśmy skazani na niedoskonały świat :] Jak mówi poeta- Niech ryczy z bólu ranny łoś, co nocą przemierza knieje / Ktoś pracować musi by spać mógł ktoś- to są normalne dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie musisz z mojej strony obawiać się puczu :) To oczywiste, że mój pomysł niesie ze sobą problemy, ale tak zapewne jest z każdą niedopracowaną koncepcją. Nie uzurpuję sobie bezwzględnej racji, jednak nadal, to, co napisałem reprezentuje moje poglądy, a w końcu nie musimy się zgadzać, prawda?:) Dzięki temu ta dyskusja ma sens, więc to na dłuższą metę dobrze.

    OdpowiedzUsuń